poniedziałek, 16 marca 2015

Recenzja: Evrēe Magic Rose

Wróciłam :) ale będzie nieco inaczej niż dotychczas. Bez spiny i bardziej po mojemu. Nowy wygląd bloga zdecydowanie bardziej mi odpowiada, ale jeszcze nad nim popracuję. Ale to nie o tym miało być...


Przyznać się, kto jeszcze kupił ten olejek po recenzji Maxineczki? ;) Ja nie mogłam się nie skusić, tym bardziej, że cena ok. 30zł/30 ml jest zachęcająca.
Olejek znajduje się w wygodnym szklanym opakowaniu z cudem technologicznym zwanym pipetką <3 Całość ukryta w uroczym kartoniku, który radzę zostawić, bo jak mam nadzieję, wszyscy wiemy, oleje należy chronić przed światłem i wysoką temperaturą. Do tego zawiera on kilka ciekawostek. O takich:


Dobrym chwytem marketingowym było umieszczenie instrukcji masażu twarzy na opakowaniu. Umówimy się, że to masaż z dużym przymrużeniem oko i w cudzysłowie :P ale zawiera piekielnie ważne informacje na temat kierunków wykonywania ruchów! Na potrzeby domowe - może być. Sama od lat stosuję codzienny masaż twarzy i uważam, że każda dbająca o siebie osoba powinna go wykonywać. Kosmetyki działają tylko w naskórku, masażem jesteśmy w stanie pobudzić do pracy skórę właściwą, dotlenić i odżywić ją. Nakładane kosmetyki lepiej i szybciej się wchłaniają, a skóra wygląda zdrowiej, promienniej i przede wszystkim, poprawny masaż pomaga w walce z czasem i grawitacją, poprawia owal twarzy.
Jeśli zaczynacie przygodę z masażem pamiętajcie, że na początku może nastąpić chwilowe pogorszenie stanu skóry spowodowane jej pobudzeniem. Ale to minie :)

Wróćmy więc do produktu :P
Produkt jest ważny tylko przez 6 miesięcy po otwarciu.
Miłe ze strony producenta jest poinformowanie nas o możliwości zastosowania tego olejku. Nie każdy przecież wie ile, do czego dodać i gdzie nałożyć. Więc kolejny plus.


Dalej znajdziemy informacje, co to za produkt (od tego chyba powinnam zacząć...), dla kogo i jak działa. Poniżej oczywiście skład:


Na początku cud, miód i orzeszki czyli oleje, oleje i jeszcze raz oleje, emolient i witaminy. Od połowy znajdujemy konserwanty (Ethylhexylglycerin jest zarazem humektantem), przeciwutleniacz, składniki kompozycji zapachowych (wrażliwcy uwaga!) i perfumy.
Skład, jak na produkt drogeryjny, zaskakuje pozytywnie.


Moje wrażenia:

Olejek stosuję od dwóch miesięcy. Przepięknie pachnie różami, o ile lubicie ten zapach, jednak to dzięki kompozycji zapachowej. Jest tłusty i powoli się wchłania, ale dodany do kremu daje świetne nawilżenie. Sprawdza się nawet pod makijaż, czego bałam się przy mojej mieszanej cerze. Jak się okazuje - niepotrzebnie. Lubiłam go także stosować jako serum na noc, pod krem, maseczkę, albo jako dodatek go glinki, dzięki czemu nie wysycha na twarzy. No i oczywiście do masażu twarzy.
Zauważyłam, że wspomagał gojenie się zmian trądzikowych, ale... Paradoksalnie zaczął mnie zapychać, pojawiły się bolesne, podskórne grudki. Wykluczyłam go z codziennej pielęgnacji i grudki zniknęły. Aktualnie stosuję go tylko do glinek i maseczek max 2 razy w tygodniu i problem nie powraca, a ja mogę się cieszyć pięknym zapachem i działaniem tego produktu :)

Czy polecam? Tak. Dla osób odpornych na zapychanie - do pielęgnacji codziennej. Osobom ze skłonnością do zapychania zalecałabym obserwację skóry podczas stosowania, a najbezpieczniej 1-2 razy w tygodniu.

A Wy macie jakieś doświadczenie z tym olejkiem?
A może właśnie rozwiałam wasze wątpliwości? ;)


~ Andżelika ~